CZEKOLADOWY „WONKA” W FILMOWEJ AKADEMII NAUCZYCIELA

 


W tym roku minęło 18 lat od premiery poprzedniego hitu o Willy’m Wonce – „Charlie i fabryka czekolady” z Johnny’m Deppem. Angielski reżyser Paul King, twórca sympatycznych filmów o Misiu Paddingtonie, zdecydował się przywrócić do ekranowego życia tego kultowego bohatera z książeczki Roana Dahla, jednego z najważniejszych brytyjskich autorów literatury dziecięcej. Dzięki temu otrzymaliśmy udany i bajecznie korowy musical „Wonka”.

Tym razem główny bohater nie jest jeszcze zasobnym właścicielem fabryki czekolady, ale młodym chłopcem (Timothee Chalamet), który przybywa do Londynu, bo chce sprzedawać swój patent na najlepsze czekoladki na świecie. Nie podoba się to bardzo trójce londyńskiego kartelu czekoladowego: Szlagwartowi (Paterson Joseph), Wściubnosowi (znany z „Little Britain” Matt Lucas) i Figielcukrowi (Mathew Bayton), którzy zaczynają prześladować Willy’ego, próbując uniknąć konkurencji. W dodatku ubogi Wonka pada ofiarą nieuczciwych właścicieli pensjonatu, w którym się na chwilę zatrzymuje – Pani Skrobicz (cudowna Olivia Coleman) i Pana Bielarza (Tom Davies), którzy skazują go na dziesięć lat robót w pralni. Willy poznaje tam paczkę bardzo sympatycznych sprzymierzeńców, którym przewodzi miła sympatyczna dziewczynka, Nitka (niezwykle udany debiut Calah Lane). Czy ofiarom właścicieli potwornego pensjonatu uda się odzyskać wolność? Czy spełni się marzenie Willy’ego Wonki o najpiękniejszym sklepie z czekoladą w Londynie?

W filmie jest dużo uroku – fabuła jest zajmująca, postaci ciekawe, pomysły, jak chociażby pozyskiwanie mleka od żyrafy – intrygujące i zaskakujące. Muszę przyznać, że Timothee Chalamet jako Wonka przypadł mi do gustu bardziej niż sam Johnny Depp w 2005 roku. Dobrze śpiewał i był wiarygodny jako niepoprawny marzyciel. Odkryciem filmu jest też z pewnością Calah Lane w roli Nitki – subtelna, ujmująca, prawdziwa. Nie widziałem wersji z dubbingiem, ale chyba warto jest wybrać tę z napisami, bo musicale wypadają jednak lepiej w wersji oryginalnej. I wszystko byłoby doskonałe, ale mam pewien zarzut: mimo że muzyka w filmie jest miła dla ucha, brakowało tam przeboju, piosenki natychmiast wpadającej w ucho, której chciałoby się słuchać po obejrzeniu filmu. Tego mi w filmie zdecydowanie zabrakło.

„Wonka” to sympatyczne kino familijne, w dobrym guście, bajecznie kolorowe i olśniewające, ale nie wybitne. Na pewno wprowadzi Cię w świat świątecznej magii.

Komentarze

Popularne posty